poniedziałek, 19 grudnia 2011

Grudniowy czas prezentów. HURRRRRRAAAAAAAAAA!!!!!

Zawsze w podarunkach dla bliskich znajdzie się jakiś slow food made by me :)

Co roku jest wśród tych wyrobów jakaś naleweczka, myślę, że przyjaciel Tomek by się zdziwił
gdyby jej zabrakło ;)

W tym roku zrobiłam nalewkę z gangala i skórki pomarańczowej ale poczekam na opinie obdarowanych, bo ja sama z niej zadowolona nie jestem i w zależności od tejże opinii podam przepis lub nie. Gangal nie jest tak przyjazny nalewkom jak imbir mimo ich bliskiego pokrewieństwa… :(

Natomiast wiśniówka, robiona wspólnie z małżonkiem wyszła boska!
Pijemy co wieczór po kieliszeczku, i mamy nadzieję, że starczy jej do wiosny.

Zawsze również staramy się zrobić jakiś rarytasik, coś co zostanie w pamięci smaku naszych bliskich na dłużej. W tym roku jest to Lemon Curd.
Wiem, wiem, że już na wstępie swojego purytańskiego bloga łamię jego zasady ale w wyjątkowych okazjach lubię zgrzeszyć. Boże Narodzenie jest czasem grzeszków żywieniowych i tego nie dam rady zmienić. Uwielbiam cytryny i ich cierpki smak i już bardzo za nimi tęsknię. Cytryna jest bardzo wychładzająca jak cała rodzina cytrusów i dlatego nie wolno jej jeść w zimie. Nie wolno jej jeść mi, bo właśnie z wewnętrznym wychłodzeniem organizmu walczę od paru lat, na szczęście jest coraz lepiej. Natomiast mój gorący mąż wypija dzbanek Lemoniady co dzień i świetnie się z tym czuje. Cóż za niesprawiedliwość.
Po za tym, trzeba zachować rozsądek, jak dla mnie zimy nie ma,
więc parę cytrynek nie zaszkodzi ;)

Lemon Curd odkryłam dawno temu mieszkając w Londynie i od razu się w nim zakochałam,
tak samo jak wiele lat później w najlepszym Lemon Meringue ever zjedzonym na Jersey…
Musicie go spróbować i zdecydować co z nim począć. Ja najbardziej go lubię na bagietce
z masłem, tak po prostu.
Ale od dawna go nie jadałam ze względu na składniki tych kupowanych, aż do dziś.
Nieskromnie stwierdzam jest BOSKI.
Przepis znalazłam tu: http://whiteplate.blogspot.com/

Do niektórych paczek wpadnie również konfitura z wiśni (obiecana Adamowi, który jest najwyższym z naszych przyjaciół więc dzielnie zbierał je z samego czubka drzewa) l
ub dżem rabarbarowo - truskawkowy. Te przepisy zostawię do lata, bo teraz nic Wam po nich.



LEMON CURD

¾ szklanki soku z cytryny (4 do 6 cytryn), nie pryskane i nie woskowane,
bo tylko wtedy spełniają moje standardy ;)
¾ szklanki cukru trzcinowego nierafinowanego,
3 jajka, oczywiście z cyferką 0, ja mam szczęście i dostaję od koleżanki z jej chowu :)
70 gram
masła,
w okresie zimowym 4 goździki dla ogrzania smarowidła.

W rondelku rozbełtuję jaja, dodaje cukier i mieszam, wrzucam pokrojone drobno masło
i sok z cytryn przelany przez sitko oraz goździki. Gotuje na wolnym ogniu, bełtając.
Jak się dobrze zagotuje przelewam do słoiczka przez sitko. Done.

Jeśli zawekujecie to dopiero od otwarcia słoiczka trzymamy w lodówce, jeśli nie wekujecie
to koniecznie trzymać w lodówce.

Jak się domyślacie goździki dodałam by złagodzić moje wyrzuty sumienia względem cytrusowego zimowego grzeszku. Goździki są mocno rozgrzewające więc ogrzały nam zimne cytryny.

Skoro jesteśmy przy goździkach to Olejek eteryczny z nich zimą jest dla mnie niezastąpiony, dodaję go w ilości dosłownie 5 kropelek (uwaga: może nawet poparzyć w większej ilości) do balsamu
do ciała i mam rozgrzewającą miksturę na zmarznięte stopy. Generalnie stosuje ja jedynie na nogi
i lędźwie, bo smarowanie rąk jest raczej niewskazany gdyż zatarcie oczu może być mocno nieprzyjemne.
Używam tylko naturalnych olejków z prawdziwych wyciągów z roślin.
Tym sposobem macie obok cudnego smarowidła przepis na rozgrzewający balsam :)


LEMONIADA

Cytryna jest świetna dla wątroby, dlatego warto jej świeżo wyciśnięty sok pić. Jest zasadowa.
W okresie zimowym warto ją pić ciepłą, żeby się nie wychładzać się za bardzo.
W lato jest boska z lodówki.

Do 1,5 litrowego dzbanka wlewam przegotowaną ciepła wodę,
Wsypuję 2 łyżki nierafinowanego cukru trzcinowego, mieszam (żeby po dodaniu cytryny nie było goryczki). Używam różnych rodzajów cukrów i wtedy lemoniada za każdym razem jest inna.
Wlewam sok z wyciśniętej jednej cytryny, z farfoclami ale bez pestek.
Done.

Dobra alternatywa dla tych wszystkich strasznych napojów z plastikowych butelek, pełnych estrogenu, chemicznych konserwantów czy barwników.

Następnym razem Was rozgrzeję. Od porannej kawki aż po wieczorny kieliszek nalewki będzie
w klimacie zimowym ;)

2 komentarze:

  1. nalewka czereśniowa boska- potwierdzam, ale należy pamiętać aby nie wcierać jej w meble;) a tymczasem czekam na kolejne przepisy- w szczególności nalewkowe:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu, przepraszam za wprowadzenie w błąd. To była (i na szczęście wciąż jeszcze jest) wiśniówka :)

    OdpowiedzUsuń